Stag 15 Retro nie jest wierną kopią M 16 A1, A2 czy A4. Nie jest też, wbrew nazwie Retro, bronią przeznaczoną dla retrofilów. Jest natomiast pełnowartościowym, współczesnym karabinem systemu AR w klasycznej formie, przeznaczonym dla tych strzelców, którzy oprócz strzelania chcą poczuć na twarzy muśnięcie może nie wiatru historii, ale odrobiny gazów prochowych historii. Stag 15 Retro, to ponad metr karabinu ze stałą kolbą i charakterystycznym uchwytem do przenoszenia przykręconym do szyny picatinny. W lufie o długości 20” z komorą nabojową 5,56 NATO zastosowano gwint 1:8, a więc bardziej korzystny dla nabojów .223 Remington z pociskami o mniejszej masie. Tradycyjnie powinien być użyty gwint 1:7 dostosowany do naboju 5,56x45 NATO. Oczywiście w Retro nie wchodził w grę żaden inny system gazodynamiczny oprócz pierwotnego DI (Direct Impingement). I w tym miejscu dotykamy historii.
Nie można dzisiaj pisać o Stagu Retro nie odwołując się do koncepcji Eugene Stonera. To on stworzył broń, która z powodzeniem jest produkowana do dziś w często niezmienionej formie, a jeszcze częściej jest modyfikowana i dostosowywana do różnych założeń użytkowych. Projekt sięga czasów wojny w Korei, a gruntownie przetestowany został w Wietnamie.
Walki podczas ostatnich współczesnych wojen są precyzyjnie analizowane we wszystkich państwach poważnie traktujących swoje bezpieczeństwo. Z analiz wyciągane są wnioski, a na ich podstawie zmianie ulegają doktryny, strategie i taktyki prowadzenia działań. Efektem tego typu analiz w latach 50. była konieczność wprowadzenia do uzbrojenia karabinu o mniejszym zasięgu (żołnierze w warunkach bojowych po prostu nie strzelali ponad 200 m), lekkiego, o dużej manewrowości, zasilanego z pojemnych magazynków amunicją skuteczną na przyjętym dystansie lecz nie „nadmiarową” (transport, zaopatrzenie).
Eugene Stoner, nie bez problemów, na tak sformułowane zapotrzebowanie armii amerykańskiej odpowiedział, a następnie firmy Armalite i później Colt, również z problemami ten projekt zrealizowały. W przypadku projektowania i produkcji broni, kłopoty nie są sprawą zaskakującą. Występują zawsze i najczęściej na bieżąco są rozwiązywane. Wynika to zarówno ze skali produkcji, jak i z masowego, kiepsko przygotowanego użytkownika. Najlepszą ilustracją może być, w przypadku M 16, towarzyszący wprowadzanemu do armii karabinowi mit o zbędności jego czyszczenia. Nie ma broni, której nie trzeba czyścić... a wtedy z radością uznano inaczej. Sprawa mogłaby stać się zabawną anegdotą, gdyby w konsekwencji nie kosztowała życie wielu żołnierzy w Wietnamie, którym karabin się po prostu ciął... Problem rozwiązano technicznie wprowadzając chromowane lufy i komory nabojowe, a na płaszczyźnie edukacyjnej – m.in. rozpowszechniając słynny komiks o czyszczeniu... Słodkiej Szesnastki... Zadziałało i działa do dzisiaj.
Jednym z najistotniejszych wniosków z tych paru zdań historii jest efekt ostateczny. Zauważono konieczność przeciwstawienia w walce całkiem dobremu w tamtych warunkach AK, broni innej niż była, opracowano koncepcję, projekt i wdrożono seryjną produkcję. Wypracowano standard, z którym praktycznie każda nowa broń wymyślona w dowolnym zakątku świata musi się zmierzyć. Najczęściej z bardzo umiarkowanym skutkiem. AK pozostał taki, jaki był i dzisiaj w zasadzie tylko jedna firma w Rosji próbuje go reanimować, starając się zarobić bardziej na sentymentach, niż na realnej wartości przedmiotu. Nie ma w tym nic złego, rynek wspomnianych retrofilów w czystej postaci jest całkiem duży. Jednak AR zbudował olbrzymią platformę swojego systemu, w której jest praktycznie dowolna wymienność części i zespołów i nieograniczona możliwość rozbudowy. AK pozostał karabinem z opcjonalnymi dokładkami ewentualnie poprawiającymi ergonomię i czasami coś umożliwiającymi
Na początku napisałem, że Stag 15 Retro jest współczesnym karabinem. Tak jest w rzeczywistości. Technologia drugiej połowy XX wieku daleko odbiegała od możliwości dzisiejszej obróbki stopowych odkówek na maszynach CNC. Inna jest precyzja wykonania i jakość wykończenia szkieletów karabinu. Inaczej są obrabiane lufy i poszczególne elementy mechanizmu spustowego. Jednak generalnie wszystko jest na swoim miejscu, tam, gdzie ułożył to Egene Stoner i pracuje dokładnie tak samo... może odrobinę lepiej... Warto tę broń mieć, warto wiedzieć od czego tak naprawdę się to wszystko zaczęło. Chociaż do strzelań dynamicznych, czy do blach na 300 m znajdziemy kilka innych, trochę bardziej sprecyzowanych propozycji. Nie dotkniemy jednak stałej kolby i nie poczujemy wiatru historii...
MJM