John Paul proponuje nam przemyślany, doskonale wykonany i kompletny karabin PCC przygotowany do wygrywania zawodów. Zastanawiająca jest jego kompletność, a nawet nadkompletność. Ma wszystko, czego możemy oczekiwać od AR. Ale... w odróżnieniu od poprzednich wersji GMR, zastosowano w nim JP PSC 17 Upper Receiver Assembly z boczną rączką przeładowania, równolegle pozostawiając klasyczne rozwiązanie aerowskie. Co ciekawe, zrobiono to tak dobrze i harmonijnie, że nie mamy wrażenia nadmiarowości, skomplikowania, czy zbędności elementów. Poza tym upper jest węższy i ma mniejszą masę. Górna rączka przeładowania jest tam, gdzie była zawsze, a boczna, składana tam, gdzie ją wymyślił John Paul. JP GMR 15 MRR jest kompletną propozycją karabinu PCC do sportu, opracowaną do końca i niepozostawiającą drobnych wątpliwości wynikających z wcześniejszych rozwiązań dostosowawczych JP – sztuczne skrócenie okna wyrzutowego i klapki przeciwpyłowej, niepokojący odbijacz łusek, pozostawienie niefunkcjonującego dopychacza nabojów...
Jak już kiedyś pisałem, karabiny na amunicję pistoletową nie są nowym wynalazkiem, istniały praktycznie od początku historii naboju scalonego. Obecnie odzyskują popularność ze względu na bardzo określone uwarunkowania dwóch dużych grup odbiorców – służb i strzelców sportowych. Dla służb ma znaczenie ograniczona energia (bezpieczeństwo) naboju 9 mm Parabellum przy wystarczającej skuteczności na krótkich dystansach (pomieszczenia, tereny zurbanizowane). Dla sportowców – cena amunicji i możliwość strzelania na prawie wszystkich strzelnicach. Oba atrybuty PCC mają niebagatelne znaczenie.
Dodajmy do tego rzecz oczywistą – długą lufę, większą energię pocisku, lepszą celność, dowolną pojemność magazynków i doskonałą stabilizację broni, a otrzymamy odpowiedź dlaczego PCC stają się tak popularne. Zapowiedzią tego kierunku rozwoju oferty producentów było powstawanie różnych, czasami dziwacznych i nieprawdopodobnie skomplikowanych wynalazków nazywanych adapterami (najczęściej do glocków). Zaspokajają one wyrafinowane potrzeby posiadania czegoś „bardziej” nie zmieniając faktu, że glock w środku pozostawał tylko glockiem w zabudowie... Ma to duże znaczenie dla własnych ambicji, pewne – dla stabilizacji broni i żadne dla balistyki.
Pomimo odwzorowania w JP GMR 15 pełnej użytkowości AR jest to broń zupełnie różna funkcjonalnie. Ze względu na dużą masę suwadła i dostosowanie zespołu oporopowrotnego, przyjęto koncepcję zamka swobodnego. Nie ma w nim elementów ryglujących, co znakomicie upraszcza kinetykę. Masa zamka jest wystarczająca do przetrzymania łuski w komorze nabojowej aż do wystarczającego spadku ciśnienia w lufie. Zamek JP Enhanced 9 mm Bolt (wygląda jak suwadło w karabinie AR, ale w tym układzie jest zamkiem), wykonany z polerowanej i utwardzanej powierzchniowo stali nierdzewnej, jest zaparty o urządzenie powrotne JP Silent Captured Spring znane ze standardowych aerów firmy. Całość pracuje doskonale płynnie i cicho. Zazwyczaj sprężyny w rurze kolby normalnego aera wydają paskudne dźwięki.
Na początku wspomniałem o nadkompletności JP GMR 15 MRR. O ile zdublowanie rączek przeładowania ma swoje racjonalne uzasadnienie, radiator rozpraszający ciepło na lufie JP Supermatch można zrozumieć przy dużych pojemnościach magazynków i stosunkowo taniej amunicji, to całkiem spore urządzenie wylotowe (kompensator odrzutu) nie znajduje żadnego sensownego wyjaśnienia. Energia naboju 9 mm Para w relacji z masą broni nie wymusza montowania czegoś specjalnego na wylocie lufy. Należy przyjąć, że jest to gest wizerunkowy w stosunku do broni, która i bez niego prezentuje się bardzo efektownie na strzelnicy. Czerń, stal nierdzewna i czerwone elementy. Nienaganna jakość, wykończenie powierzchni, a przede wszystkim doskonała praca karabinu dostrojonego zgodnie z najwyższymi standardami JP Enterprises i doświadczeniem sportowym Johna Paula. Za to warto zapłacić, ale pod warunkiem, że potrafimy wykorzystać potencjał i docenić ładunek magii zawarty w broni JP.
Jest natomiast jeden problem, który JP Enterprises szczególnie podkreśla – jest to elaborowana amunicja 9 mm Parabellum. Szczególnie w Polsce, z przyczyn oczywistych, możemy być narażeni na kłopoty nawet nie mając tego świadomości. W przypadku naboju .223 Remington łuska zapiera się w komorze nabojowej o stożek. Nawet jeśli szyjka jest zbyt mocno zaciśnięta, nie ma to większego znaczenia. Natomiast w 9 mm łuska jest prosta i oparta swoją krawędzią o wewnętrzny rant komory. Jeśli pocisk jest zbyt mocno obciśnięty podczas elaboracji, zamek może wbić cały nabój za głęboko. W tej sytuacji nie złapie go ani pazur wyciągu, ani iglica nie dosięgnie spłonki. Zostajemy z nabojem dynamicznie wklinowanym przez zamek w komorze. Jeśli elaborujemy amunicję dla siebie, najczęściej wiemy, co robimy i staramy się robić to starannie. Jeśli otrzymujemy naboje z niepewnego źródła, czasami nawet ładnie zapakowane w pudełka z odzysku – może być różnie.
MJM